Ojciec nigdy nie był dobrym alkoholikiem,
ani samobójcą. Udało mu się jedno
i drugie, ale po wielu próbach.
Źle znosił życie. Bardziej nadawał się
na martwego. Kochałam go i nie
rozumiałam. Jolka twierdzi,
że jestem taka sama. Wściekam się,
bo cóż może wiedzieć ktoś, kto miał
z nami tylko wspólną klatkę schodową.
z cyklu "z Jolką"
czyta Wanda Szczypiorska
http://www.supershare.pl/?d=ED1AEEA32
Joanna Fligiel w rozmowie z Grażyną Koszewską
Grażyna Koszewska: Witam Cię, Asiu, bardzo serdecznie i dodam na wstępie, że bardzo się cieszę i dziękuję za to, że przyjęłaś zaproszenie do wywiadu. Żałuję, że nie możemy spotkać się osobiście, ale w dobie oplatającej nas sieci internetowej i szybko mijającego czasu, spotkania towarzyskie niestety w większości przeniosły się na wirtualny grunt. Przeglądam na bieżąco zdjęcia, które zamieszczasz na Facebooku. Jesteś odważna?
Joanna Fligiel: Myślisz Grażynko, że profil Joanny Fligiel należy do szczególnie odważnych? Raczej myślę, że jestem "tchórzem". Od lat uprzykrzają moje życie ataki paniki, które nawet zdarzają się nawet wtedy, kiedy bardzo dobrze się czuję. Ona taka jest, atakuje z zaskoczenia, chce trafić kogoś w chwili, kiedy najmniej się spodziewamy. To przebiegła choroba. Poza tym lubię łatwe sukcesy. To z odwagą ma niewiele wspólnego.
G.K.: Myślę, że jesteś otwarta na ludzi. Jesteś piękną, interesującą kobietą o tajemniczym spojrzeniu. Słowo „tchórz” ma dla mnie pejoratywne zabarwienie i nie oceniam ciebie z tej perspektywy. Ta panika, o której wspominasz, dotyczy konkretnych sytuacji?
J.F.: Nie boję się pająków, myszy, ciemności ani samotności, jeśli o to chodzi. Boję się tylko i aż, utraty kontroli nad własnym ciałem na oczach innych ludzi. Medycyna twierdzi, że mój mózg błędnie informuje, bije na alarm z powodu niebezpieczeństwa, którego nie ma. Ostrzeżenie jest tak wiarygodne, że trudno w nie nie uwierzyć. U mnie objawia się głównie wrażeniem, że tracę równowagę, spadam, tętno głupieje, za szybko, za płytko oddycham, w końcu tracę kontrolę nad ciałem - mdleję. Lęk, że stracą kontrolę na oczach innych, wywołuje uczucie wstydu, wstyd potęguję objawy szczególnie w miejscach, gdzie wydaje mi się, że wszyscy na mnie patrzą (uśmiech). Panika to strach nieuzasadniony, obawa przed czymś, czego nie ma. Nie powinno mylić się paniki ze strachem - strach może uratować życie, panika jest chorobą, które może je zrujnować. Nie mylcie też paniki z histerią, bo z nią również nie ma nic wspólnego.To z powodu paniki unikam gali. Internet jest dla mnie idealnym miejscem, mogę w pełni być sobą.
G.K.: Na Liternecie, gdzie jest ponad pięćdziesiąt twoich wierszy, napisałaś otwarcie o swojej przeszłości. Nie będziemy o niej mówić w sposób bezpośredni, bo wiele opisałaś w wierszach. Twoje życie zdeterminowało kierunek pisania. Masz jakiś swój ulubiony wiersz?
J.F.: Szkoda, bardzo cenię bezpośredniość (uśmiech). Mój ulubiony wiersz to Trzecia. Jest ulubionym większości moich czytelników, dlatego i moim. Widocznie akceptacja, płynąca z zewnątrz, jest mi do „ulubienia” niezbędna. O czym jest ten wiersz? Zacytuję Waldka Kazubka "Joanna Fligiel w słynnej Trzeciej puściła temat dosłownie przez własną macicę, opowiedziała Historię i Dramat, ale poprzez dzień dzisiejszy, wspomnienie babki i dramat współczesnej kobiety bezpłodnej."
Trzecia to historia z trzech perspektyw: osobistej, rodzinnej i narodowej, napisana moim "ulubionym" stylem: krótkimi frazami i rymami. Można przeczytać tekst w Strefie Twórczości.
G.K.:Trzecia to doskonały tekst. Przemyślany i wyrwany z serca. O bezpośrednim wpływie życia na wiersze nie chciałam rozmawiać, ale w sumie może powinnyśmy? Jak sądzisz, gdyby Twoje życie było inne i gdyby nie traumatyczne zdarzenia, których byłaś nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem, byłabyś kimś innym? Jesteś dumna z siebie? Akceptujesz wszystkie swoje decyzje teraz po czasie?
J.F.: Moja poezja - moje życie, stawiam znak równości, ale to nie oznacza, że gdy nie piszę, to nie chce mi się żyć. Nie wiem, czy pisałabym wiersze, gdybym miała inny bagaż doświadczeń, może tak, ponieważ mój pierwszy był o Wojsku Polskim i napisałam go w pierwszej klasie szkoły podstawowej. I jak zaczęłam w pierwszej klasie, tak piszę do dzisiaj, inna sprawa, że większość moich prac ląduje w koszu. Jednak od momentu odkrycia portali literackich już tak dużo ich nie znika, ale rzadziej je piszę. Oczywiście nie wszystkie teksty sprowadzam do traumatycznych przeżyć z z dzieciństwa, czy do samobójstwa taty, ale jednak on jest dominującym "bohaterem lirycznym". Ostatnio w ogóle nie piszę już o tamtych wydarzeniach. Może, na szczęście, wypisałam się? Dumna? Ocena decyzji? Trudne pytania. Odpowiem na nie za kilkadziesiąt lat. Mam nadzieję (uśmiech), że będę wtedy chociaż z jednej rzeczy dumna.
G.K.: Jest ktoś na kim się wzorujesz - autorytet?
J.F.: Z autorytetami mam problem, a raczej z brakiem autorytetów. Rodzice za szybko przestali być dla mnie wzorem do naśladowania, a brak autorytetu ze strony rodziców powoduje, że dziecko jest samotne i zagubione, dlatego bardzo ważne jest zrozumienie i wzajemny szacunek w rodzinie. Jeśli autorytetem przestają być rodzice, to dziecko szuka go w szkole. Niestety tu też moje doświadczenia są negatywne. Tata pozywał dyrektora podstawówki z ramienia swoich służbowych obowiązków. Procesy trwały latami, a ów dyrektor był również moim wychowawcą, żona wychowawcy naszym pediatrą. Cóż, mnie i mojemu bratu nie było w tej szkole najłatwiej. Brat zapłacił najwyższą cenę, powtarzając piątą klasę, choć na pewno sobie na to nie zasłużył. Został z dwóch przedmiotów: zajęć praktyczno technicznych i języka rosyjskiego. Zdolny i wrażliwy chłopak powtórkę plus brak oparcia w domu przypłacił depresją. Może właśnie z powodu braku autorytetów w okresie dorastania czuje się cały czas odrębną częścią świata. Owszem, podziwiam i doceniam intelekt, talent, życiową postawę, sukces wielu osób, ale nie zauważam u siebie oddziaływania wyzwalającego bądź ujarzmiającego, więc trudno nadal mówić mi o autorytetach w stricte znaczeniu tego słowa. Nie wzoruję się też żadną twórczością, chociaż bardzo dużo czytam. Uciekam wręcz w lekturę lub film. Inny świat zawsze wydawał mi się lepszy, lecz zbyt nierzeczywisty, żebym chciała, czy mogła do niego należeć. Wszystko robię po swojemu (uśmiech). Może echo któregoś z autorów możemy znaleźć w moich wierszach, ale nie jest to świadome działanie.
G.K.: Bardzo cenię Twoją szczerość, jak również próbę rozrachunku z przeszłością. Nie poddajesz się jej, nie dajesz sobą manipulować, chociaż konsekwencje permanentnego strachu pozostawiły ślad. Twoja poezja gatunkowo jest wpisana w taką ciemną sferę życia, o której wielu nie chce mówić, chociaż takie sytuacje powinny być napiętnowane. Chciałabyś opowiedzieć, jak wyglądało Twoje dzieciństwo i jak Twoja rodzina walczyła z „ciemną stroną”?
J.F.: Jeśli zaczęłabym opowiadać, napisałybyśmy, Grażynko, książkę. Odsyłam ciekawych odpowiedzi do moich wierszy. Proszę jedynie (czytelniku) nie zapomnieć, że "Przemoc domowa nie jest sprawą prywatną. Przemoc domowa to przestępstwo" i jeśli za ścianą usłyszysz coś podejrzanego – reaguj. Lepiej ośmieszyć siebie niż nie pomóc komuś, komu twoja interwencja może uratować życie, czasem nawet dosłownie. W minioną wigilię Bożego Narodzenia dziewięć osób zginęło z rąk współmałżonka w awanturze domowej.
G.K.: Jak powstają Twoje wiersze? Gdzie je zapisujesz?
J.F.: Obecnie wyłącznie za pomocą klawiatury i puszczam do sieci. Dlatego nazywam siebie poetką internetową, tam mnie też najczęściej można spotkać.
G.K.: To, że nazywasz siebie poetką internetową to jedno, ale poza poezją publikowaną w tej formie, wydałaś na papierze dwa tomiki: Autoportet - nagroda w konkursie, zorganizowanym przez East Bay American Association - „Debiut 2008 i Geny - nagroda Grand Prix w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Granitową Strzałę”. Chciałabym zapytać o tę drugą nagrodę, ponieważ, po ogłoszeniu wyników, pojawiły się głosy sprzeciwu oraz informacje o tym, że wysłałaś zestaw opatrzony godłem, który był jednocześnie twoim nickiem, używanym na portalu literackim Truml. Sugerowano, że to incydent, który kwalifikuje zestaw do odrzucenia z konkursu a dodatkowo fakt, że zostałaś nagrodzona, zostało odebrane jako naganne i obrzucone inwektywami treści: „że to obrzydliwe i jawne świństwo”. Jurorom też się „oberwało”. Opowiesz nam kulisy sprawy?
J.F.: Tak, orgia nienawiści rozpoczęła się na blogu Ewy Bieńczyckiej i została przeniesiona na liternet, gdzie już jako jedna z użytkowniczek portalu czułam się wywołana do odpowiedzi, więc odpowiedziałam: użycie tego godła było głupie, chociaż msz. nie powinno wywołać burzy zarzutów i podejrzeń o kolesiostwo, ponieważ żadnego z czworga jurorów nie znałam, a z tym akurat nickiem niewiele osób mnie kojarzyło, pisałam pod nim anonimowo i krótko. Osobiście miałam przyjemność poznać tylko organizatorkę konkursu i redaktorkę mojej książki tydzień po uroczystej gali "Granitowej Strzały". Czy nie prościej byłoby wysłać zestaw wierszy opatrzony godłem, którego nikt nie kojarzy, ale za to powiadomić osobiście znajome jury o sobie i w ten sposób uniknąć pomówień i zgarnąć nagrodę? Że też nikt z tych inteligentnych osób nie pomyślał w ten sposób, gdy snuł teorie spiskowe na temat moich koneksji i wygranej. Pomimo tej całej afery nadal uważam, że moje zwycięstwo było czyste i z owej czystości czerpię radość. Zastanawiam się - jaki huragan wywołałbym fakt, gdybym teraz na konkurs wysłała wiersz pt Joanna Fligiel, bo przecież taki napisałam i nigdzie na papierze nie był publikowany (uśmiech), ale czuję niesmak po ostatniej aferze, więc nigdzie żadnych tekstów nie wysyłam. My Polacy jesteśmy liderami nieufności, a my "poeci" biegniemy w peletonie. Najgorsi są jednak Ci, którzy czerpią perwersyjną radość ze szpiegowania. Każdego można zniszczyć, zarzucając mu brak szlachetności i to wcale nie dlatego, że sami nie jesteśmy szlachetni, tylko trudno nam uwierzyć w cudzą bezinteresowność. Ale dlaczego? I czy czasem nie jest tak, że sam brak wiary w czyjąś szlachetność, nie ograbia nas z szlachetności? W ostatecznym rozrachunku to dobrze, że wydano moją książkę. Całość uzyskanego dochodu ze sprzedaży Genówprzekazałam inicjatywie "Ratujmy dzieci" - bezgotówkowo, chętni wpłacali bezpośrednio na konta szkół dowolne kwoty, jak się okazało wcale nie tak mało. Geny nakarmiły sporo dzieciaków i karmią nadal, gdyż niektórzy wpisali sobie wpłaty w kalendarz wydatków. Jestem z nich dumna.
G.K.: Przeczytałam wiele twoich wierszy i najbardziej lubię te, w których opisujesz jakieś osoby, np. Rozpacz, Cyganiak, … o Ewce, Wujek Chlebny…. Czy temat wiersza jest przypadkowy, czy nagle wpada do głowy, chodzisz z nim kilka dni i wreszcie pewnego poranka powstaje wiersz?
J.F.: Różnie z tym bywa. Cyganiak pisał się długo, dojrzewał. Wujek Chlebny (jeden z najważniejszych dla mnie wierszy, poświęcony mojemu prawdziwemu wujkowi, oficerowi policji, ofierze Zbrodni Katyńskiej i jego żonie, którą zabrało Gestapo i również zniknęła bez wieści jak wujek) oraz Ewka jeden długi dzień. Rozpaczpowstała w pięć minut. Wszystkie wiersze z moim "najważniejszym" bohaterem lirycznym napisałam w pięć minut. Tak, wierszy z tatą nie piszę, wiersze z tatą wypluwam.
G.K.: Jak mąż odbiera Twoją twórczość? Kto jest pierwszym odbiorcą?
J.F.: Jak odbiera mój maż moją twórczość? Nie wiem. Zaraz zapytam. Mówi, że jest dumny. Na pewno ma na myśli wiersze, przez które sam się prześlizgnął (uśmiech). Rymowane liryki podobają mu się najbardziej. Peter to duży chłopak i duży zazdrośnik (uśmiech) nie lubi wierszy sprzed naszej historii. Cyganiaka ceni najwyżej, gdyż był bliskim przyjacielem bielskiego poety Stasia Goli, a wiersz jest poświęcony jego pamięci. Natomiast mój pierwszy odbiorca to anonimowy czytelnik z sieci, chociaż ostatnio coraz mniej anonimowy, ponieważ wszyscy znamy się z portali społecznościowych i zaczyna mnie to deprymować przed wklejaniem kolejnych tekstów. Może powinnam wklejać utwory pod pseudonimem? Coraz częściej tak myślę.
G.K.: To byłoby ciekawe z socjologicznego punktu widzenia, ale czy ja wiem? miałoby to służyć oczekiwaniu na obiektywne komentarze? Myślę, że komentarze zawsze będą subiektywne. Wydaje mi się jednak, że dyskusje pod wierszami są bardzo cenne – oczywiście nie wszystkie….
J.F.: Powtórzę za Elżbietą Lipińską (wywiad z ŚŚG): "publikacja w Internecie jest cenna ze względu na błyskawiczną łączności z czytelnikiem i możliwość odnotowania ich reakcji". Jednak im dłużej pozostajemy na jednym portalu i nawiązujemy (siłą rzeczy) z czytelnikiem głębsze relacje, często zaczynamy śpiewać w chórku, a to bywa bardziej żałosne niż wartościowe. Zależności grzecznościowo-wdzięcznościowe nie tylko zabierają cenny czas, przede wszystkim usypiają naszą intuicję poetycką, ograbiają nas z indywidualności.
G.K.: Twoje wiersze są bardzo osobiste. Poeta to taki trochę ekshibicjonista. Nie obawiasz się nadmiernej szczerości w poezji? Tego, że odkrywasz swoje uczucia, że każdy ma możliwość poznania twojej historii? Jak znajomi, rodzina reagują na to?
J.F.: Nie ma czegoś takiego jak "nadmierna szczerość w poezji". W poezji nie można być nieszczerym. Poezja jest najbardziej osobista ze wszystkich sztuk. Traktuję ją niezwykle poważnie. Nie nabieram czytelnika na wymyślone emocje, dzielę się tymi, które mam. Jeśli opisuję coś, czego byłam świadkiem, to tylko z pozycji obserwatora, a nie uczestnika, którym nie byłam. Moja mama bywa zażenowana, kiedy mnie czyta, ale nigdy nie powiedziała: ”dziecko przestań pisać”, rozumie, że muszę. Syn nie interesuje się. Moi znajomi nie czytają książek poetyckich, nawet moich i to mi nie przeszkadza, a nawet lubię to (uśmiech).
G.K.: Ostatnio w rozmowie z innym poetą dowiedziałam się, „że najgorszą rzeczą jaką może zrobić poeta, jest traktowanie poezji jako terapii. Tekst to nie spowiedź, jeśli starasz się rozliczać z czymś ze swojego życia to piszesz szczerze, a szczerość, prawda, to są najgorsze rzeczy jakie mogą spotkać sztukę”. Wiem, że odpowiesz coś zupełnie sprzecznego…..
J.F.: Kto z nas lubi dorodne ziemniaki, które po przekrojeniu są czarne w środku? Tworzenie jest dla mnie adekwatne z życiem. Poezję traktuję serio, choć najczęściej jak wentyl, bez niej pewnie bym pękła, a dzięki niej mogę wypuścić nadmiar gromadzących się emocji. Piszę dlatego, żeby pomóc sobie. Ocenę wartości mojej poezji pozostawiam czytelnikom. Nie zawracam sobie tym głowy.
G.K.: Czujesz się spełniona jako kobieta i poetka?
J.F.: Jako poetka nie. Nie napisałam jeszcze wszystkich wierszy, a z tych których jestem zadowolona jest tylko kilka. Niestety, nie zawsze umiem znaleźć słowa do wyrażenia tego, co naprawdę czuję. Lecz jako kobieta tak. Czuję się spełniona. Poczułam spełnienie dość dawno, w dniu urodzin mojego syna, dwadzieścia dwa lata temu. Uważam narodziny dziecka za najważniejsze i najpiękniejsze wydarzenie, jakiego doświadczyłam, nieporównywalne z żadnymi innymi radościami, które mnie później, czy wcześniej spotkały.
G.K.: Czego sobie życzysz w Nowym Roku? Masz jakie postanowienia?
J.F.: Życie jest fascynujące i pełne niespodzianek, więc nie robię sobie żadnych postanowień noworocznych. Największą radość sprawiają mi rzeczy, których nie planowałam. A może nie robię postanowień, bo nie umiem żyć pod presją? Zdobywać wytyczonych szczytów, nawet jeśli sama sobie je wytyczam (w góry też nie chodzę). Być może jestem za mało ambitna. A życzę sobie serotoniny w dostatecznych ilościach (uśmiech).
G.K.: Pozostaje mi życzyć tego samego, jak również kolejnych pięknych i mądrych wierszy. Bardzo serdecznie dziękuję za wywiad.
J.F.: Dziękuję Grażynko.
ani samobójcą. Udało mu się jedno
i drugie, ale po wielu próbach.
Źle znosił życie. Bardziej nadawał się
na martwego. Kochałam go i nie
rozumiałam. Jolka twierdzi,
że jestem taka sama. Wściekam się,
bo cóż może wiedzieć ktoś, kto miał
z nami tylko wspólną klatkę schodową.
z cyklu "z Jolką"
czyta Wanda Szczypiorska
http://www.supershare.pl/?d=ED1AEEA32
Joanna Fligiel - wywiad |
Grażyna Koszewska: Witam Cię, Asiu, bardzo serdecznie i dodam na wstępie, że bardzo się cieszę i dziękuję za to, że przyjęłaś zaproszenie do wywiadu. Żałuję, że nie możemy spotkać się osobiście, ale w dobie oplatającej nas sieci internetowej i szybko mijającego czasu, spotkania towarzyskie niestety w większości przeniosły się na wirtualny grunt. Przeglądam na bieżąco zdjęcia, które zamieszczasz na Facebooku. Jesteś odważna?
Joanna Fligiel: Myślisz Grażynko, że profil Joanny Fligiel należy do szczególnie odważnych? Raczej myślę, że jestem "tchórzem". Od lat uprzykrzają moje życie ataki paniki, które nawet zdarzają się nawet wtedy, kiedy bardzo dobrze się czuję. Ona taka jest, atakuje z zaskoczenia, chce trafić kogoś w chwili, kiedy najmniej się spodziewamy. To przebiegła choroba. Poza tym lubię łatwe sukcesy. To z odwagą ma niewiele wspólnego.
G.K.: Myślę, że jesteś otwarta na ludzi. Jesteś piękną, interesującą kobietą o tajemniczym spojrzeniu. Słowo „tchórz” ma dla mnie pejoratywne zabarwienie i nie oceniam ciebie z tej perspektywy. Ta panika, o której wspominasz, dotyczy konkretnych sytuacji?
J.F.: Nie boję się pająków, myszy, ciemności ani samotności, jeśli o to chodzi. Boję się tylko i aż, utraty kontroli nad własnym ciałem na oczach innych ludzi. Medycyna twierdzi, że mój mózg błędnie informuje, bije na alarm z powodu niebezpieczeństwa, którego nie ma. Ostrzeżenie jest tak wiarygodne, że trudno w nie nie uwierzyć. U mnie objawia się głównie wrażeniem, że tracę równowagę, spadam, tętno głupieje, za szybko, za płytko oddycham, w końcu tracę kontrolę nad ciałem - mdleję. Lęk, że stracą kontrolę na oczach innych, wywołuje uczucie wstydu, wstyd potęguję objawy szczególnie w miejscach, gdzie wydaje mi się, że wszyscy na mnie patrzą (uśmiech). Panika to strach nieuzasadniony, obawa przed czymś, czego nie ma. Nie powinno mylić się paniki ze strachem - strach może uratować życie, panika jest chorobą, które może je zrujnować. Nie mylcie też paniki z histerią, bo z nią również nie ma nic wspólnego.To z powodu paniki unikam gali. Internet jest dla mnie idealnym miejscem, mogę w pełni być sobą.
G.K.: Na Liternecie, gdzie jest ponad pięćdziesiąt twoich wierszy, napisałaś otwarcie o swojej przeszłości. Nie będziemy o niej mówić w sposób bezpośredni, bo wiele opisałaś w wierszach. Twoje życie zdeterminowało kierunek pisania. Masz jakiś swój ulubiony wiersz?
J.F.: Szkoda, bardzo cenię bezpośredniość (uśmiech). Mój ulubiony wiersz to Trzecia. Jest ulubionym większości moich czytelników, dlatego i moim. Widocznie akceptacja, płynąca z zewnątrz, jest mi do „ulubienia” niezbędna. O czym jest ten wiersz? Zacytuję Waldka Kazubka "Joanna Fligiel w słynnej Trzeciej puściła temat dosłownie przez własną macicę, opowiedziała Historię i Dramat, ale poprzez dzień dzisiejszy, wspomnienie babki i dramat współczesnej kobiety bezpłodnej."
Trzecia to historia z trzech perspektyw: osobistej, rodzinnej i narodowej, napisana moim "ulubionym" stylem: krótkimi frazami i rymami. Można przeczytać tekst w Strefie Twórczości.
G.K.:Trzecia to doskonały tekst. Przemyślany i wyrwany z serca. O bezpośrednim wpływie życia na wiersze nie chciałam rozmawiać, ale w sumie może powinnyśmy? Jak sądzisz, gdyby Twoje życie było inne i gdyby nie traumatyczne zdarzenia, których byłaś nie tylko świadkiem, ale i uczestnikiem, byłabyś kimś innym? Jesteś dumna z siebie? Akceptujesz wszystkie swoje decyzje teraz po czasie?
J.F.: Moja poezja - moje życie, stawiam znak równości, ale to nie oznacza, że gdy nie piszę, to nie chce mi się żyć. Nie wiem, czy pisałabym wiersze, gdybym miała inny bagaż doświadczeń, może tak, ponieważ mój pierwszy był o Wojsku Polskim i napisałam go w pierwszej klasie szkoły podstawowej. I jak zaczęłam w pierwszej klasie, tak piszę do dzisiaj, inna sprawa, że większość moich prac ląduje w koszu. Jednak od momentu odkrycia portali literackich już tak dużo ich nie znika, ale rzadziej je piszę. Oczywiście nie wszystkie teksty sprowadzam do traumatycznych przeżyć z z dzieciństwa, czy do samobójstwa taty, ale jednak on jest dominującym "bohaterem lirycznym". Ostatnio w ogóle nie piszę już o tamtych wydarzeniach. Może, na szczęście, wypisałam się? Dumna? Ocena decyzji? Trudne pytania. Odpowiem na nie za kilkadziesiąt lat. Mam nadzieję (uśmiech), że będę wtedy chociaż z jednej rzeczy dumna.
G.K.: Jest ktoś na kim się wzorujesz - autorytet?
J.F.: Z autorytetami mam problem, a raczej z brakiem autorytetów. Rodzice za szybko przestali być dla mnie wzorem do naśladowania, a brak autorytetu ze strony rodziców powoduje, że dziecko jest samotne i zagubione, dlatego bardzo ważne jest zrozumienie i wzajemny szacunek w rodzinie. Jeśli autorytetem przestają być rodzice, to dziecko szuka go w szkole. Niestety tu też moje doświadczenia są negatywne. Tata pozywał dyrektora podstawówki z ramienia swoich służbowych obowiązków. Procesy trwały latami, a ów dyrektor był również moim wychowawcą, żona wychowawcy naszym pediatrą. Cóż, mnie i mojemu bratu nie było w tej szkole najłatwiej. Brat zapłacił najwyższą cenę, powtarzając piątą klasę, choć na pewno sobie na to nie zasłużył. Został z dwóch przedmiotów: zajęć praktyczno technicznych i języka rosyjskiego. Zdolny i wrażliwy chłopak powtórkę plus brak oparcia w domu przypłacił depresją. Może właśnie z powodu braku autorytetów w okresie dorastania czuje się cały czas odrębną częścią świata. Owszem, podziwiam i doceniam intelekt, talent, życiową postawę, sukces wielu osób, ale nie zauważam u siebie oddziaływania wyzwalającego bądź ujarzmiającego, więc trudno nadal mówić mi o autorytetach w stricte znaczeniu tego słowa. Nie wzoruję się też żadną twórczością, chociaż bardzo dużo czytam. Uciekam wręcz w lekturę lub film. Inny świat zawsze wydawał mi się lepszy, lecz zbyt nierzeczywisty, żebym chciała, czy mogła do niego należeć. Wszystko robię po swojemu (uśmiech). Może echo któregoś z autorów możemy znaleźć w moich wierszach, ale nie jest to świadome działanie.
G.K.: Bardzo cenię Twoją szczerość, jak również próbę rozrachunku z przeszłością. Nie poddajesz się jej, nie dajesz sobą manipulować, chociaż konsekwencje permanentnego strachu pozostawiły ślad. Twoja poezja gatunkowo jest wpisana w taką ciemną sferę życia, o której wielu nie chce mówić, chociaż takie sytuacje powinny być napiętnowane. Chciałabyś opowiedzieć, jak wyglądało Twoje dzieciństwo i jak Twoja rodzina walczyła z „ciemną stroną”?
J.F.: Jeśli zaczęłabym opowiadać, napisałybyśmy, Grażynko, książkę. Odsyłam ciekawych odpowiedzi do moich wierszy. Proszę jedynie (czytelniku) nie zapomnieć, że "Przemoc domowa nie jest sprawą prywatną. Przemoc domowa to przestępstwo" i jeśli za ścianą usłyszysz coś podejrzanego – reaguj. Lepiej ośmieszyć siebie niż nie pomóc komuś, komu twoja interwencja może uratować życie, czasem nawet dosłownie. W minioną wigilię Bożego Narodzenia dziewięć osób zginęło z rąk współmałżonka w awanturze domowej.
G.K.: Jak powstają Twoje wiersze? Gdzie je zapisujesz?
J.F.: Obecnie wyłącznie za pomocą klawiatury i puszczam do sieci. Dlatego nazywam siebie poetką internetową, tam mnie też najczęściej można spotkać.
G.K.: To, że nazywasz siebie poetką internetową to jedno, ale poza poezją publikowaną w tej formie, wydałaś na papierze dwa tomiki: Autoportet - nagroda w konkursie, zorganizowanym przez East Bay American Association - „Debiut 2008 i Geny - nagroda Grand Prix w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Granitową Strzałę”. Chciałabym zapytać o tę drugą nagrodę, ponieważ, po ogłoszeniu wyników, pojawiły się głosy sprzeciwu oraz informacje o tym, że wysłałaś zestaw opatrzony godłem, który był jednocześnie twoim nickiem, używanym na portalu literackim Truml. Sugerowano, że to incydent, który kwalifikuje zestaw do odrzucenia z konkursu a dodatkowo fakt, że zostałaś nagrodzona, zostało odebrane jako naganne i obrzucone inwektywami treści: „że to obrzydliwe i jawne świństwo”. Jurorom też się „oberwało”. Opowiesz nam kulisy sprawy?
J.F.: Tak, orgia nienawiści rozpoczęła się na blogu Ewy Bieńczyckiej i została przeniesiona na liternet, gdzie już jako jedna z użytkowniczek portalu czułam się wywołana do odpowiedzi, więc odpowiedziałam: użycie tego godła było głupie, chociaż msz. nie powinno wywołać burzy zarzutów i podejrzeń o kolesiostwo, ponieważ żadnego z czworga jurorów nie znałam, a z tym akurat nickiem niewiele osób mnie kojarzyło, pisałam pod nim anonimowo i krótko. Osobiście miałam przyjemność poznać tylko organizatorkę konkursu i redaktorkę mojej książki tydzień po uroczystej gali "Granitowej Strzały". Czy nie prościej byłoby wysłać zestaw wierszy opatrzony godłem, którego nikt nie kojarzy, ale za to powiadomić osobiście znajome jury o sobie i w ten sposób uniknąć pomówień i zgarnąć nagrodę? Że też nikt z tych inteligentnych osób nie pomyślał w ten sposób, gdy snuł teorie spiskowe na temat moich koneksji i wygranej. Pomimo tej całej afery nadal uważam, że moje zwycięstwo było czyste i z owej czystości czerpię radość. Zastanawiam się - jaki huragan wywołałbym fakt, gdybym teraz na konkurs wysłała wiersz pt Joanna Fligiel, bo przecież taki napisałam i nigdzie na papierze nie był publikowany (uśmiech), ale czuję niesmak po ostatniej aferze, więc nigdzie żadnych tekstów nie wysyłam. My Polacy jesteśmy liderami nieufności, a my "poeci" biegniemy w peletonie. Najgorsi są jednak Ci, którzy czerpią perwersyjną radość ze szpiegowania. Każdego można zniszczyć, zarzucając mu brak szlachetności i to wcale nie dlatego, że sami nie jesteśmy szlachetni, tylko trudno nam uwierzyć w cudzą bezinteresowność. Ale dlaczego? I czy czasem nie jest tak, że sam brak wiary w czyjąś szlachetność, nie ograbia nas z szlachetności? W ostatecznym rozrachunku to dobrze, że wydano moją książkę. Całość uzyskanego dochodu ze sprzedaży Genówprzekazałam inicjatywie "Ratujmy dzieci" - bezgotówkowo, chętni wpłacali bezpośrednio na konta szkół dowolne kwoty, jak się okazało wcale nie tak mało. Geny nakarmiły sporo dzieciaków i karmią nadal, gdyż niektórzy wpisali sobie wpłaty w kalendarz wydatków. Jestem z nich dumna.
G.K.: Przeczytałam wiele twoich wierszy i najbardziej lubię te, w których opisujesz jakieś osoby, np. Rozpacz, Cyganiak, … o Ewce, Wujek Chlebny…. Czy temat wiersza jest przypadkowy, czy nagle wpada do głowy, chodzisz z nim kilka dni i wreszcie pewnego poranka powstaje wiersz?
J.F.: Różnie z tym bywa. Cyganiak pisał się długo, dojrzewał. Wujek Chlebny (jeden z najważniejszych dla mnie wierszy, poświęcony mojemu prawdziwemu wujkowi, oficerowi policji, ofierze Zbrodni Katyńskiej i jego żonie, którą zabrało Gestapo i również zniknęła bez wieści jak wujek) oraz Ewka jeden długi dzień. Rozpaczpowstała w pięć minut. Wszystkie wiersze z moim "najważniejszym" bohaterem lirycznym napisałam w pięć minut. Tak, wierszy z tatą nie piszę, wiersze z tatą wypluwam.
G.K.: Jak mąż odbiera Twoją twórczość? Kto jest pierwszym odbiorcą?
J.F.: Jak odbiera mój maż moją twórczość? Nie wiem. Zaraz zapytam. Mówi, że jest dumny. Na pewno ma na myśli wiersze, przez które sam się prześlizgnął (uśmiech). Rymowane liryki podobają mu się najbardziej. Peter to duży chłopak i duży zazdrośnik (uśmiech) nie lubi wierszy sprzed naszej historii. Cyganiaka ceni najwyżej, gdyż był bliskim przyjacielem bielskiego poety Stasia Goli, a wiersz jest poświęcony jego pamięci. Natomiast mój pierwszy odbiorca to anonimowy czytelnik z sieci, chociaż ostatnio coraz mniej anonimowy, ponieważ wszyscy znamy się z portali społecznościowych i zaczyna mnie to deprymować przed wklejaniem kolejnych tekstów. Może powinnam wklejać utwory pod pseudonimem? Coraz częściej tak myślę.
G.K.: To byłoby ciekawe z socjologicznego punktu widzenia, ale czy ja wiem? miałoby to służyć oczekiwaniu na obiektywne komentarze? Myślę, że komentarze zawsze będą subiektywne. Wydaje mi się jednak, że dyskusje pod wierszami są bardzo cenne – oczywiście nie wszystkie….
J.F.: Powtórzę za Elżbietą Lipińską (wywiad z ŚŚG): "publikacja w Internecie jest cenna ze względu na błyskawiczną łączności z czytelnikiem i możliwość odnotowania ich reakcji". Jednak im dłużej pozostajemy na jednym portalu i nawiązujemy (siłą rzeczy) z czytelnikiem głębsze relacje, często zaczynamy śpiewać w chórku, a to bywa bardziej żałosne niż wartościowe. Zależności grzecznościowo-wdzięcznościowe nie tylko zabierają cenny czas, przede wszystkim usypiają naszą intuicję poetycką, ograbiają nas z indywidualności.
G.K.: Twoje wiersze są bardzo osobiste. Poeta to taki trochę ekshibicjonista. Nie obawiasz się nadmiernej szczerości w poezji? Tego, że odkrywasz swoje uczucia, że każdy ma możliwość poznania twojej historii? Jak znajomi, rodzina reagują na to?
J.F.: Nie ma czegoś takiego jak "nadmierna szczerość w poezji". W poezji nie można być nieszczerym. Poezja jest najbardziej osobista ze wszystkich sztuk. Traktuję ją niezwykle poważnie. Nie nabieram czytelnika na wymyślone emocje, dzielę się tymi, które mam. Jeśli opisuję coś, czego byłam świadkiem, to tylko z pozycji obserwatora, a nie uczestnika, którym nie byłam. Moja mama bywa zażenowana, kiedy mnie czyta, ale nigdy nie powiedziała: ”dziecko przestań pisać”, rozumie, że muszę. Syn nie interesuje się. Moi znajomi nie czytają książek poetyckich, nawet moich i to mi nie przeszkadza, a nawet lubię to (uśmiech).
G.K.: Ostatnio w rozmowie z innym poetą dowiedziałam się, „że najgorszą rzeczą jaką może zrobić poeta, jest traktowanie poezji jako terapii. Tekst to nie spowiedź, jeśli starasz się rozliczać z czymś ze swojego życia to piszesz szczerze, a szczerość, prawda, to są najgorsze rzeczy jakie mogą spotkać sztukę”. Wiem, że odpowiesz coś zupełnie sprzecznego…..
J.F.: Kto z nas lubi dorodne ziemniaki, które po przekrojeniu są czarne w środku? Tworzenie jest dla mnie adekwatne z życiem. Poezję traktuję serio, choć najczęściej jak wentyl, bez niej pewnie bym pękła, a dzięki niej mogę wypuścić nadmiar gromadzących się emocji. Piszę dlatego, żeby pomóc sobie. Ocenę wartości mojej poezji pozostawiam czytelnikom. Nie zawracam sobie tym głowy.
G.K.: Czujesz się spełniona jako kobieta i poetka?
J.F.: Jako poetka nie. Nie napisałam jeszcze wszystkich wierszy, a z tych których jestem zadowolona jest tylko kilka. Niestety, nie zawsze umiem znaleźć słowa do wyrażenia tego, co naprawdę czuję. Lecz jako kobieta tak. Czuję się spełniona. Poczułam spełnienie dość dawno, w dniu urodzin mojego syna, dwadzieścia dwa lata temu. Uważam narodziny dziecka za najważniejsze i najpiękniejsze wydarzenie, jakiego doświadczyłam, nieporównywalne z żadnymi innymi radościami, które mnie później, czy wcześniej spotkały.
G.K.: Czego sobie życzysz w Nowym Roku? Masz jakie postanowienia?
J.F.: Życie jest fascynujące i pełne niespodzianek, więc nie robię sobie żadnych postanowień noworocznych. Największą radość sprawiają mi rzeczy, których nie planowałam. A może nie robię postanowień, bo nie umiem żyć pod presją? Zdobywać wytyczonych szczytów, nawet jeśli sama sobie je wytyczam (w góry też nie chodzę). Być może jestem za mało ambitna. A życzę sobie serotoniny w dostatecznych ilościach (uśmiech).
G.K.: Pozostaje mi życzyć tego samego, jak również kolejnych pięknych i mądrych wierszy. Bardzo serdecznie dziękuję za wywiad.
J.F.: Dziękuję Grażynko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz