Oglądałam go w towarzystwie gości z Polski i śmiało dzisiaj mogę powiedzieć, że film ten najlepiej oglądać w samotności.
Być może nasze wspólne zakłopotanie wytworzyło zakłócenia w odbiorze. W każdym bądź razie: net zawiódł i wszyscy odetchnęli z ulgą. Jednak dam sobie uciąć rękę, że każde z nas wrócić w swojej samotni i obejrzy film do końca.
"Sesje" przypomniały mi o wierszu "z cyklu z Jolką", który napisałam kilka lat temu. Pewnie teraz napisałabym go inaczej.
Jest to jeden z najbardziej moich osobistych tekstów. Ukazał się w "Genach" (rok wydania 2011), chociaż musiałam o niego walczyć z wydawcą.
Oto on.
Sami oceńcie, czy nie jest zbieżny ze scenariusze filmu "Sesje"?
to będzie smutny
wiersz, o sensie życia, w tonacji czarno-białej
Ludzie dzielą się na
dobrych i złych.
Jolka mówi, że jest
zła. Marzy,
by on się nigdy nie
urodził,
kiedy moje marzenia sprowadzają się
do kwitnących storczykami łąk,
na wapiennych wyspach Olandii.
Mówię Jolce, że znam
taką poetkę,
po polio. Jest
szczęśliwa nawet,
gdy się przewraca, a
Jolka,
że to ogromna różnica pomiędzy
po, a w trakcie i przez
ponad dwadzieścia lat.
Przed nim wykonałam
striptiz
w przedpokoju. Przy
świetle,
przy żarówce setce.
Szczypał mnie.
Nikomu, niczego w życiu
nie zazdrościłam, tak jak jemu,
że nie chodzi do szkoły.
On nigdzie nie
chodzi. Czyta
o żywotach świętych.
Ogląda
religijne filmy.
Kartkuje
papieskie albumy. Ma zajęcie:
śledzi zanikające mięśnie.
Mówią, że to wszystko po coś,
choć nie
wiedzą po co
on się urodził. Nie
dlatego,
przecież, żeby
oglądać mnie nagą.
Za to ja na pewno po to,
bym mogła się przed nim,
wtedy, rozebrać.