piątek, 29 czerwca 2012

podobieństwo do osób, które żyły, jest możliwe



przyjeżdżajcie po mnie natychmiast
napisałam z kolonii w
tysiąc dziewięćset
siedemdziesiątym ósmym
na pocztówce z Warszawy
i ciągle to wołanie jest aktualne


tata zanim zawiązał krawat
wiedział że po niego przyjdą

mówił zobaczycie
oni po mnie przyjdą lecz
zajęci pukaniem się w czoło
nie zapytaliśmy kto

jeśli wy po mnie przyjedziecie
oddajcie mi odwagę bo
sama sobie jej nie odebrałam

8 komentarzy:

  1. od wczoraj zastanawiam się, co mogłabym napisać i nie wiem.

    też mam gdzieś tekst o kolonii, poszukam i pokażę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Oliwio ja wiem, że ten tekst jest zwyczajnie niepoetycki i kiepski, to raczej z cyklu notek z dziennika, znalazłam go, bo skojarzył mi się z tym o czym rozmawialiśmy - z odwagą.

    OdpowiedzUsuń
  3. wklej, może tutaj, swój kolonijny wiersz, będzie jakiś dyskurs.

    nie jestem zwolenniczką robienia z poezji z czegoś co już się napisało, chociaż nieraz sama się kuszę, lecz tak jak już mówiłyśmy, wychodzi z tego sztuczność i nie mam serca już później do takiego wiersza i zwyczajnie się za niego przed sobą wstydzę, nawet jeśli przeczytam na jego temat jakiś pean ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. znam to, znam. stanowczo lepiej zabrać się za coś nowego niż ciągle przerabiać i poprawiać, bo potem to już nigdy nie będzie TO.

    mój kolonijny tekst też jest o odwadze. tylko chwilowo gdzieś przepadł. szukam.

    OdpowiedzUsuń
  5. znalazłam. :) też jest dość stary i raczej nic z niego nie będzie, ale przynajmniej się zachował.


    kolonie

    miał być prywatny raj, ale dwutygodniowe wakacje
    od życia okazały się obozem koncentrującym
    uwagę na fakcie, że zwykłe zakupy czy rozmowa bywają
    nierealne nie tylko z powodu odległości do sklepu
    albo nieznajomości lokalnego języka.

    odwołane obietnice, odebrana odwaga? nieważne,
    nikt nie naciskał na przyczyny. plan
    był taki: wychowawcy uczyli nas nazw najrzadszych roślin
    i ptaków. wpajali, by jeść regularnie i zawsze zaczynać marsz
    prawą nogą. w kuluarach oceniali życiową przydatność. porównywali
    do polnych kwiatów (właściwie wszystkiego wokół, bo najprościej jest szukać

    odpowiedzi obok siebie). o mnie mówili:
    nic z niej nie wyrośnie. a może powinni pomyśleć,
    kto zasiał we mnie takie ziarna.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się bardzo podoba ten wiersz, bardzo, Oliwio i świetnie jest zakończony. I tak się jakoś odnajduje w tym "o mnie mówili: nic z niej nie wyrośnie".

    OdpowiedzUsuń
  7. eee, frazy są za długie. i powinnam odwrócić kolejność rozmowy i zakupów. teraz brzmi nienaturalnie.
    to straszne. kiedy wracam do starych tekstów, zamiast myśleć o emocjach, widzę same stylistyczne niedociągnięcia. mnóstwo miejsc do korekty. skrzywienie jakieś mnie dopadło, czy coś. potem i tak nic nie zmieniam i wychodzi, że stare teksty wciąż są aktualne, a mimo to nie identyfikuję się z nimi, bo przecież teraz napisałabym inaczej. nieważne, że o tym samym...

    i tak pisze się następny tekst... i następny, następny. ech, napisać jeden, który kończyłby wszystko. wypierał (wyprał) z człowieka traumę. to byłoby coś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oliwio, to chyba jest przypadłość każdego, gdy wraca do starych tekstów, może na tym właśnie polega dobra literatura, żeby dostrzec, po czasie, wszystkie językowe niedociągnięcia. Tekst musi odleżeć jak dobre wino.
      Tylko, jak znaleźć w sobie pasję, żeby grzebać w czymś, czego po czasie już się nie czuje.

      Usuń