znajduję tylko ławeczkę. może to nie to samo miejsce?
kilka lat temu przycinałam tu bukszpan. równiutko.
tak jak wujek składał spodnie w kantkę, nawet po pijaku.
teraz w prostokącie pleni się krzewuszka cudowna jak chce.
kamień z nazwiskiem Jörga zniknął, niczym dżinsowa spódniczka
z paczki, marzenie każdej nastolatki w peerelu. ta akurat znalazła się
na tłustym tyłku córki kierowniczki poczty. szczęście przychodziło
wówczas przeważnie od obcych.
dopóki wujek Jörg żył, regularnie pojawiało się i u nas
przed świętami. czekaliśmy z wypiekami na twarzy.
złotka po czekoladkach mieniły się wyobrażaniami
o wspaniałym zachodzie.nikt z nas go nie przeliczył
tony uszczelek, które pomimo rękawic
parzyły wujka w ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz