środa, 23 stycznia 2013

Karma dla psa

fot. ja - na zdjęciu Misiek.


Nie ma psa - powiedziała mama, kiedy zadzwoniła późnym
popołudniem. Mama spędziła kilka dobrych dni u mnie.
Nazywała mnie swoją córeczką, a ja ją moją mamusią.
Jadzia od Koclęgów zajmowała się psem.
Duży był i kudłaty, i uwielbiał lizać.
 
Ale Jadzia nie lubiła lizania, odpychała psa,
a on i tak wskakiwał na jej kolana. Uciekał i wracał.
Obwąchiwał ludzi na przystankach, wył nocami,
bo w nikim nie wywąchał mamy.
Mama musiała wracać.
 
Nie ma psa – powiedziała mama, kiedy zadzwoniła późnym
wieczorem, gdy już rozpakowała walizkę z psiej kiełbasy
i kaszy jaglanej, którą dostała w kościele dla najbiedniejszych
w Unii Europejskiej i wyciągnęła z torebki szczotkę
z prawdziwego włosia do czesania sierści.
 
Szukała, szukała. Wołała, wołała: Misiek, Misiek.
Pies wabił się Misiek jak przystało na porządnego
psa ze wsi, choć nie był swój. Przyplątał się tam
niczym moja mama. Obcy był. Stary był.
I nie lubił dzieci.
 
Nie ma psa – powiedziała mama,
kiedy podniosła już słuchawkę. Czekała.
Czekała. Czekała.
Następnego roku zmarła Jadzia.

6 komentarzy:

  1. Świetnie! Masz dar opowiadania, a historie Cię lubią.
    Nie zapomnij o tym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie mi miło, że tak myślisz i tak napisałeś. Pozdrawiam Cię Marku serdecznie.

      Usuń
  2. Takie Twoje lubię najbardziej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się cieszę, bo ja te akurat strasznie źle traktuję w mojej ocenie i często kasuję, a być może jestem w takim opowiadaniu najlepsza ;-)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. mnie też, mnie też - zawsze dotyka wspomnienie Miśka. Dziekuję Jarku.

      Usuń