Kiedy robię się na bóstwo, nawet lekarze
wierzą
w nieśmiertelność. Próbują
różnych sztuczek
jak mammograf, aby przekonać się, że
pod skórą
mam taką samą torbiel jak pacjentka numer sześć.
Przy okazji wychodzi coś niepokojącego i zalecają
USG. Śpiewam im to ja chamailéōn, mam długi
języczek i oryginalne kształty. Wtedy udaje mi się
wymusić receptę dla człowieka z problemami.
Przyglądają się, kiwają głowami jak pluszowe pieski,
na tylnej szybie samochodu. Tylko to nie one są
smutne, lecz ja. Zwykle to nie tramwaj powstrzymuje
budowę strzelistego kościoła, lecz strach. Zbyt
dobrze jednak śpiewam, żeby mi wierzyć.
Przy okazji wychodzi coś niepokojącego i zalecają
USG. Śpiewam im to ja chamailéōn, mam długi
języczek i oryginalne kształty. Wtedy udaje mi się
wymusić receptę dla człowieka z problemami.
Przyglądają się, kiwają głowami jak pluszowe pieski,
na tylnej szybie samochodu. Tylko to nie one są
smutne, lecz ja. Zwykle to nie tramwaj powstrzymuje
budowę strzelistego kościoła, lecz strach. Zbyt
dobrze jednak śpiewam, żeby mi wierzyć.
Opowiem wam o życiu jedwabnika, z okazji zbliżającego się Światowego Dnia Zapobiegania Samobójstwom.
Hodowla polega na tym, aby nie dopuścić do
przekształcenia poczwarki w dorosłego osobnika
przekształcenia poczwarki w dorosłego osobnika
(dorosły osobnik zniszczyłby półtorakilometrową nić).
Lecz najpierw funduje się ciszę i stalą temperaturę,
by poczwarka mogła żyć. Potem następuje poród,
a dopiero potem poddaje śmiercionośnym działaniom.
Pół kilograma jedwabiu,
to dwa i pół tysiąca martwych poczwarek.
Szesnaście warstw jedwabiu zatrzymuje kule.
Jeden krawat zatrzymuje życie.
Czasem, żeby coś dostać, trzeba coś stracić.
częściej jednak żeby stracić, trzeba stracić.
by poczwarka mogła żyć. Potem następuje poród,
a dopiero potem poddaje śmiercionośnym działaniom.
Pół kilograma jedwabiu,
to dwa i pół tysiąca martwych poczwarek.
Szesnaście warstw jedwabiu zatrzymuje kule.
Jeden krawat zatrzymuje życie.
Czasem, żeby coś dostać, trzeba coś stracić.
częściej jednak żeby stracić, trzeba stracić.
Wychodzi na to, że strasznie lubię dygresje, więc zacznę trochę z innej strony.
OdpowiedzUsuńSzukam mieszkania. Godzinami buszuję po necie, oglądam, porównuję. Spisuję numery. Dzwonię. Dzwonię, dzwonię. Dochodzę do dwóch wniosków. Pierwszy: w piątej i kolejnej rozmowie, kiedy słyszę ten sam, władczy ton, zaczynam potykać się na sylabach, nie mogę się wysłowić. Drugi: Albo mam permanentnego pecha, albo Polska faktycznie jest krajem całkiem beznadziejnych ludzi. W końcu siadam i myślę: dość, zerknę na ulubionego bloga, chociaż to jest konstruktywne. Otwieram stronkę i myślę: o, coś nowego! A zaraz potem: kurczę, sporo tego.
Potrafisz mile zaskakiwać!
A teraz do tekstu. :)
Niepokojący bardzo. Zdanie od ''tylko'' wydaje się i tak wynikać z kontekstu, ale niech tam!
Obrazowy w taki... inteligentny sposób. Tzn. skojarzenia łączą się ze sobą luźno. Nie są z jednego worka, nie nużą.
A ja się nigdy nie maluję. No, prócz jasnoróżowego błyszczyka, bo mi usta szybko pierzchną. Ale postanowiłam sobie, że zacznę wraz z przyjazdem do PL, bo w końcu trzeba się jakoś zasłonić przed światem, prawda?
no, dokładnie, ze tak krótko i lakonicznie odpowiem, bo mąż nade mną wisi :)
Usuńtzn, nie dosłownie wisi ;)
UsuńJeszcze dodam, że bardzo lubię Twoje dygresje, Oliwio.
UsuńZdecydowałaś się ostatecznie na Wrocław?
Tak, Wrocław. Chociaż jedyny uprzejmy ''pan właściciel mieszkania'' był z Krakowa. Mam jeszcze 3 tygodnie, znajdę coś sensownego.
UsuńMąż wisi? Hmm... mój mąż miałby na to teorię, ale poszedł po rozum, tzn. rozwód do... Ech, dobra, koniec!
Znowu o mało zapomniałabym pochwalić motto profilowe. Świetne!
chciałam napisać coś swojego, bo ja za mottami to tak średnio jestem :) - ale chyba ładniej i trafniej nie ujęłabym tego od Marka :) - chociaż ostatnio widzę tendencje wspomagania swoich treści, treściami przeczytanymi, które jako motto zamieszczam. To coś nowego dla mnie, bo przez lata sporadycznie sięgałam po ten środek wyrazu.
UsuńCo do męża to tak nie wiele się widzimy, że on wisi sporadycznie :)
Jeszcze muszę coś dodać, doprecyzować.
OdpowiedzUsuńZdarza się, że pod wierszem, zamiast skupić się na walorach tekstu, piszę swoją biografię, ale po prostu czasem nie mogę się powstrzymać. Twoje teksty są takie... naturalne. Nienachalne i szczere, że mi to się samo nasuwa. W pewnym sensie też dlatego, że często się utożsamiam, a zatem otwierasz pewne rejony moich skojarzeń/wspomnień etc.
Pisz mi tę biografię - proszę. Pisz i nie powstrzymuj się.
UsuńBardzo smaczny kąsek poetycki. I poniekąd korespondujący z moim ostatnim wytworem - dlatego tym bardziej bliski. Świetnie operujesz ironią i paradoksem. Lubię pisanie sprawnie przenoszące punkt ciężkości na te aspekty sytuacji lirycznej, których uwypuklenie pozwala uniknąć zbędnego patosu. Chylę czoła.
OdpowiedzUsuńTak, czytałam Twoje wiersze dzisiaj i na liternecie, i na Twoim blogu, i rzeczywiście poczułam "wspólnotę".
UsuńDziękuję bardzo za komentarz.
PS. Blogi z grafiką czarno-białą są bardzo piękne graficznie, ale nie ma moje oczy, które źle ją znoszą. Po kilku minutach na takim blogu mieni mi się w oczach jak po spojrzeniu prosto w słonce, ale będę zaglądać.
cieszę się, że odczytałaś ironię i paradoks - mam nadzieję, jednak, że nie są nachalne.
Usuńpodoba mi się to narastające uczucie niepokoju kiedy czytam Twoje wiersze... kłaniam się autorce
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie. Również się kłaniam.
Usuń"półtorakilometrową" pisownia łączna :)
OdpowiedzUsuńPzdrawiam najserdeczniej,
Jarek
poprawię -dziękuję :-)
Usuń